piątek, 25 września 2015

10 produktów Inglota, które warto kupić

Inglot, jak chyba każdy wie, to polska marka, która podbija wszystkie kontynenty. Rozwija się coraz bardziej, wprowadzając nowości, podążając za trendami (np. czarne pomadki z serii Black Swan, słynne pomady do brwi itp.). Ma w swoich zasobach trochę kosmetycznych perełek :) Dzisiaj pokażę Wam 10 sprawdzonych produktów, które naprawdę warto posiadać w swojej kosmetyczce czy kuferku.

1. Pędzel 4SS

Jest z naturalnego włosia, odpowiednika wiewiórki. Do tej pory nie wiem co to znaczy, ale włosie jest bardzo mięciutkie, tak samo jak pędzel do pudru 1SS. Kształt i rozmiar pędzla kojarzy mi się z pędzlami, które kiedyś w podstawówce używałam do farb plakatowych :) Mały, zgrabny pędzelek nadaje się idealnie do precyzyjnego konturowania. Jeśli ktoś ma problem przy nakładaniu brązera (robi zbyt duże plamy) to być może będzie on wybawieniem. Idealny rozmiar do załamania pod kością policzkową, konturowania nosa i do nakładania rozświetlacza oraz pudru pod oczy.


2. Puder do konturowania HD 505

Matowy, ma świetny kolor, bardziej szary, ale nie na tyle zimny, żeby wyglądał jak brud na twarzy. Świetny dla jasnych i średnich karnacji. Bardzo ładnie imituje wgłębienie kości policzkowych.


3. Grzebyk do rzęs

Plastikowy grzebyk posiada metalowe igły do rozczesywania posklejanych rzęs. Bardzo długo miałam problem z rozczesywaniem rzęs tymi zwykłymi plastikowymi grzebykami, bo były po prostu za grube i tylko udawały, że rozdzielają rzęsy. Cieszy mnie, że mam teraz bardziej precyzyjne narzędzie.


4. Duraline

Ta płynna baza jest niezastąpiona i wielofunkcyjna. Kiedy zaschnie mi tusz czy żelowy eyeliner, dodaję kropelkę. Kiedy chcę uzyskać eyeliner  o dowolnym kolorze, mieszam go z cieniem. Kto go nie zna jeszcze to koniecznie musi poznać! To jest must have dla makijażomaniaków.


5. Cienie sypkie, pigmenty, ozdoby do ciała

Ich kolory są niesamowite. Mają różne wykończenia, poziomy rozdrobnienia. Są wielowymiarowe. No po prostu piękne! Chciałoby się mieć wszystkie, a przynajmniej połowę.


6. Cienie prasowane (kwadraty, kiedyś jeszcze kółka)

Co prawda z cieniami Inglota bywa różnie (zdarzają się takie które są zbyt twarde, słabo oddają pigment albo kamienieją), ale mają bogaty wybór kolorystyczny. Ja i tak bardzo je lubię. Z wielu jestem zadowolona. A kolekcja Noble (cienie shine) wyróżnia się na tle innych kremową konsystencją i przepięknym perłowym błyskiem. Szkoda tylko, że z kółek się już wycofali. Ale za to prostokąty lepiej prezentują się w paletach bez przegródek.


7. Flexi Palette 

To biała magnetyczna paleta bez przegródek. Dość świeża, bo chyba wprowadzona do sprzedaży od czerwca. Można w niej zmieścić cienie, róże, brązery, pudry prasowane. Wszystko w metalowych wypraskach, które "łapie" magnes. Minusem trochę jest kolor, bo biała szybko się brudzi. Ale za to będzie ładnie prezentować się na białych toaletkach, na które teraz taka moda. Liczę na to, że Inglot wprowadzi też czarne palety. Posiadam sztuk 2 :)


8. Puder HD rozświetlający

Bardzo ciekawy wynalazek. Najbardziej przypasował mi żółtawy kolor nr 43. Można nim ożywić zmęczoną cerę, jest dość transparentny. Nie posiada drobinek, a taki diamentowy pyłek. Proponuję nie przesadzać z nim w przypadku tłustej cery i rozszerzonych porów. Jeśli nie lubimy intensywnych rozświetlaczy, można nałożyć go na kości policzkowe. Jest w różnych wersjach kolorystycznych, w wersji sypkiej oraz prasowanej.


9. Pomady do brwi w żelu (konturówki)

Skradły moje serce i ubolewam nad tym, że mam takie gęste i ciemne brwi, bo z przyjemnością wyrysowałabym sobie nimi cały łuk brwiowy (a wtedy mnie postarza). Są wodoodporne i odporne na ścieranie. Bardzo przyjemnie aplikuje się je płaskim pędzelkiem do eyelinera. Kolory też mają całkiem niezłe. 12 jest najbardziej uniwersalna dla blondynek, 15 ciut cieplejsza, 16 dla większości szatynek. To takie nasze polskie odpowiedniki pomad do brwi z Anastasi Beverly Hills. No i tańsze. Kolor 12 jest chyba najbardziej zbliżony do kredki z Catrice Let me brow'n 04, której używam na co dzień.


10. Bibułki matujące

Nigdy nie przypuszczałam, że bibułki mogą być takie fajne i przydatne! W opakowaniu jest 50 sztuk, jedna starczy na zmatowienie bardzo tłustej buzi. To nie są zwykłe papierki pergaminowe, jak w przypadku tych tańszych bibułek. Te są pokryte preparatem wchłaniającym sebum. Są tak dobre, że czasem nawet nie muszę używać pudru. A moja twarz naprawdę potrafi się świecić. Zwłaszcza, że używam rozświetlających kremów BB. Szkoda tylko, że są ciut za drogie. Ale jestem w stanie to wybaczyć.

No i to już wszystkie moje propozycje. Dajcie znać, czy zgadzacie się z nimi, a może macie jeszcze jakieś inne inglotowskie perełki?


2 komentarze:

  1. Ja dłuższy czas wybieram się do Inglota po Duraline, ale jakoś mi nie po drodze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawią mnie pigmenty i pomady do brwi :)

    OdpowiedzUsuń