sobota, 26 marca 2016

Test i recenzja zbiorcza matowych pomadek w płynie



Od jakiegoś czasu zaczęłam gromadzić pomadki w płynie. Wzięło mnie na róże i cieplejsze brzoskwinie. W związku z tym, że nagle znacznie przybyło mi tych produktów, postanowiłam opisać każdy z nich i zrobić test trwałości i ogólnie noszenia. Mam matowe i półmatowe pomadki z Nyx, Inglot, Bourjois, Wibo i Colourpop. Na Anastasię, Dose of Colors, Ofrę Cosmetics itp się jeszcze nie porwałam i nie wiem czy to zrobię. Moda modą, ale nie można wydawać wszystkiego na pomadki! Przecież są inne wydatki.




No to teraz przechodzimy do sedna. Wszystkie pomadki nosiłam przynajmniej kilka razy.

NYX Soft Matte Lip Cream

Stockholm
Pomadki z Nyx-a bardzo ładnie pachną i nakładają się na usta jak masełko, są przyjemnie musowe. Kolor Stockholm jest idealnym wzmocnionym kolorem moich ust. To najbardziej naturalny i pasujący do mnie kolor. Jest to lekki brąz z domieszką brzoskwinii. Długo pozostaje na ustach bardziej satynowy niż matowy i niestety jest najmniej trwały z moich pomadek. Mimo to i tak ją bardzo polubiłam. Cena teraz to ok. 30-35 zł, nie wiem jak będzie w kwietniu, bo ma ruszyć polska strona z produktami Nyxa.


Istanbul
Chłodny róż w odcieniu baby pink. Delikatny, naturalny i dziewczęcy. Idealny na codzień. Niestety ostatnio nie umiem się przekonać do takich chłodnych odcieni, jednak pasują mi cieplejsze róże. Z trwałością podobnie jak w kolorze Stockholm.


Antwerp
Opakowanie trochę może zmylić, bo na ustach kolor wychodzi bardziej chłodno, przynajmniej u mnie. Ta pomadka trzyma się na ustach już dłużej. Nie robi smug i bardzo przyjemnie się ją nosi. Zjada się ją w miarę równo. Nie wysusza ust za bardzo.


Bourjois Rouge Edition Velvet Nude-ist
Kultowa  już pomadka w klasycznym odcieniu przybrudzonego chłodnego różu. Niektórych może odstraszyć zapach (jest dość chemiczny, przypominający babcine pomadki). Mi osobiście on nie przeszkadza. Jest bardzo napigmentowana, aplikowanie jej na usta to czysta przyjemność. Ma bardzo musową konsystencję, długo też daje wykończenie bardziej satynowe, mat dopiero wychodzi po jakimś czasie. Jest dość trwała, można w niej chodzić spokojnie kilka godzin bez poprawek. "Zjada się" w elegancki sposób. Myślę, że to dobre rozwiązanie dla osób, które nie lubią totalnego matu. Cena ok. 50zł (w promocji i necie za połowę ceny).


Wibo Million Dollar Lips nr 1
Muszę przyznać, że jest to dość harkorowa pomadka. Kolor bardzo zbliżony do poprzedniczki z Bourjois, ale jest w nim delikatnie więcej nuty brudnego fioletu. Konsystencja musu. Ta pomadka już szybko zastyga na ustach. Nie można nałożyć zbyt grubej warstwy, ani dokładać kolejnych, bo zrobi się skorupa. Zwłaszcza w wewnętrznej części warg. Czuć ją na ustach i mam wrażenie, że wysycha do lekko gumowej formuły. Jest baaaardzo trwała. Miałam wielki problem, żeby ją zmyć z ust. Nie barwi ich jak tint, ale przylega jak gumowa farba. Moje biedne usta w teście troszkę ucierpiały. Długo się utrzymuje, nawet przy jedzeniu i piciu, a na konturówce to już w ogóle. Jestem zaskoczona tą trwałością. Szkoda tylko, że  czuć ją w taki dziwny sposób na ustach. Nie była droga.


Inglot HD Lip Tint nr 11
Matowa pomadka w płynie z Inglota. Ostatnia nowość. Kolor nr 11 to dość intensywny i ciepły róż. Pomadka ze względu na to, że jest HD ma w sobie drobniutki pyłek diamentowy rozpraszający światło. Ale daje ostatecznie matowe wykończenie. Konsystencja już nie jest musowa, tylko bardziej płynna. Pachnie delikatnie poziomkami (?). Jest mniej trwała od Wibo, ale trwałość i tak imponuje. Na ustach jest mimo wszystko lekka i nie czuć jej za bardzo. Nie wysusza też jakoś szalenie. Niestety zauważyłam, że trzeba ją umiejętnie nakładać, bo (przynajmniej mój kolor) nałożona w zbyt małej ilości robi smugi, a w dużej nie zastyga i dziwnie się waży. Jak się już to opanuje, to jest ok. I jeszcze mała uwaga. Jak tint zastyga, nie można złączyć ust, bo się przyklei, oderwie i powstaną dziury w kolorze. Poczekajmy cierpliwie. Cena to 45zł.


Colourpop Ultra Matte Lip Instigator
Pomadka dostępna tylko w Stanach, ale u nas można ją dorwać w necie. Zamówiłam na House of Beauty i spędziłam kilka dni nad wyborem koloru. Okazało się że Instigator był strzałem w dziesiątkę. To wzmocniona wersja Stockholmu z Nyxa. Naturalna, nie jaskrawa brzoskwinia, ale na tyle mocna, żeby podkreślić usta. Konsystencja bardzo podobna do Inglota i ogólne zachowanie również, przy czym nie robi smug i jest trwalsza. Warto się nią zainteresować. Zauważyłam, że po kilku godzinach zaczyna się trochę zbierać do białej linii w wewnętrznej części warg. Nie wiem od czego to zależy. Za to ona nadal w tym miejscu jest! Nie zjada się.  Koszt to ok. 45 zł.

Teraz porównanie kolorów na moim przedramieniu i test trwałości. Pomadki sfotografowane ok. 5 minut po nałożeniu.


Przetarte ręką.


I dodatkowo przetarte wacikiem zwilżonym płynem micelarnym Bioderma Sensibio.


Podsumowując żadna z tych pomadek nie jest ideałem i w zależności czego oczekujemy, taka najbardziej przypadnie do gustu. Najtrwalsza okazała się pomadka z Wibo, Colourpop, później Inglot. Pomadki z Nyxa są najmniej trwałe, ale mają to coś w sobie (i śliczne opakowania). Bourjois nie jest najbardziej trwałą pomadką na świecie, ale bardzo komfortowo się ją nosi.

Mam nadzieję, ze Wam trochę pomogłam tą recenzją lub do czegoś zachęciłam. A przyłożyłam się do niej :)

Kolczyk w nosie jest sztuczny i można go znaleźć na Aliexpress  za kilka złotych (fake septum). Raczej nie polecam na codzień, ale do zdjęć jest super :)

7 komentarzy:

  1. Przyznam że najbardziej podoba mi się Inglot :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem fajnie wyglądają te pomadki. Usta robią wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnia pomadka, colourpop prezentuje się najlepiej :) no i ta z wibo też ładna. A poza tym szminek matowych nigdy za mało :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Colourpop podoba mi się najbardziej ☺

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajna jest NYX Soft Matte Lip Cream :) Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń